top of page
Pielgrzymka 2013
Pielgrzymka 2012

W tym roku dzień po żeńskiej pielgrzymce do Piekar Śląskich, w dniach 20- 26 sierpnia 2012 roku już po raz XIX ruszyła do Matki Boskiej Częstochowskiej piesza wirecka pielgrzymka. Nasze wędrowanie przygotowywane było od kilku miesięcy. Tegoroczna pielgrzymka miała także zmienioną formułę tj. w poprzednich latach w drodze na Jasną Górę szliśmy jurą krakowską – częstochowską, tymczasem od tego roku w obie strony pielgrzymowaliśmy tą samą trasą, tj. drodze na Jasną Górę spod samej Parafii p.w. św. Wawrzyńca i Antoniego, na szlaku Wirek- Piekary Śląskie- Świerklaniec- Woźniki – Częstochowa. Księdzem Przewodnikiem w tym roku był ks. Tomasz Trunk, który odpowiadał nie tylko za opiekę duchową, ale także przygotował pielgrzymkowy śpiewnik, jak i był naszym towarzyszem, który tak samo jak my zmagał się ze zmęczeniem, wysoką temperaturą i odciskami. Ks. Tomek był kiedyś wikarym w bazylice piekarskiej dzięki czemu oprowadził nas po całym sanktuarium, opowiadając wiele ciekawych historii dotyczących tego ważnego dla każdego Ślązaka miejsca. Pielgrzymowało pięćdziesiąt jeden osób, z powrotem wracały trzydzieści cztery osoby, młodzież ochoczo włączała się w modlitwę i śpiew, wieczorami w miejscach, gdzie mieliśmy noclegi odwiedzali nas znajomi, nasze rodziny, ks. proboszcz Andrzej Nowara, który całą drogę o nas pamiętał i troszczył się obdarzając nas nie tylko dobrym słowem, ale także przeróżnymi smakołykami, a w sobotę na szlaku zastąpił księdza Tomka i dzielnie znosił trudy pielgrzymowania, a na mecie sobotniego odcinka tj. w Świerklańcu każdy otrzymał od ks. Proboszcza w prezencie za wysiłek tabliczkę czekolady. Kulminacyjnym punktem pielgrzymki był oczywiście czas pobytu na Jasnej Górze tj. środa wieczór, cały czwartek i piątkowy poranek. Dwa noclegi w pobliżu tego świętego miejsca i sporo wolnego czasu sprawiało, że każdy z nas naprawdę mógł schronić się pod maryjnym płaszczem i przeżyć swoje rekolekcje. Czwartek był dniem, kiedy na Jasną Górę przyjechali także autokarami kolejni wireccy pielgrzymi. Po miłym powitaniu rozpoczęliśmy nasz dzień od modlitwy i zwiedzania kościoła p.w. św. Barbary, który jest kościołem parafialnym prowadzonym przez Paulinów, a na terenie którego znajduję się właśnie jasnogórski klasztor. Mieliśmy to szczęście, że historię kościoła przybliżył nam jeden z braci paulinów. Stamtąd procesyjnie wszyscy razem przemaszerowaliśmy do kaplicy cudownego obrazu, gdzie o 11.00 sprawowana była eucharystia, po której mieliśmy naszą wirecką drogę krzyżową na wałach jasnogórskich, gdzie kolejne rozważania odczytywane były przez parafian. Po drodze krzyżowej był czas na regeneracje, spędzenia czasu z rodziną, indywidualną modlitwę, a także spacer, jak i integrację. O 17.00 parafialne autokary wróciły do Rudy Śląskiej, a my piesi pielgrzymi o godzinie 21.00 udaliśmy się na jasnogórski apel, po którym część z osób włączyła się w zabawy przeprowadzane podczas pogodnego wieczoru, a część delektowała się rozmową i ostatnimi godzinami pobytu na Jasnej Górze. Niezwykle miłym momentem były tez chwile powrotu z pielgrzymki. Do naszej parafii wróciliśmy w niedzielne popołudnie przywitani przez nasze rodziny, parafian, księdza proboszcza. W chwili cichej adoracji podziękowaliśmy przede wszystkim Panu Jezusowi, który pozwolił nam z zdrowiu wytrwać całe tygodniowe maszerowanie. Podziękowaliśmy sobie nawzajem, umówiliśmy się na kolejne popielgrzymkowe spotkania, aby więź jaka się między nami zawiązała nie zgasła, a jeszcze mocniej tworzyła z nas otwartą wspólnotę, gotową do wzajemnej pomocy, modlitwy i solidarności. W niejednym oku pojawiły się łzy, że to już niestety koniec naszych wspólnych rekolekcji. Wielkim atutem wireckiej pielgrzymki jest atmosfera panująca podczas pielgrzymowania. Pielgrzymują zarówno osoby młode, studenci, nauczyciele, ludzie pracujący fizycznie, emeryci, ludzie pochodzący z różnych środowisk, jednak integracja i wzajemne zrozumienie jest niemal natychmiastowe. Nikt nie czuje się obco, a każdy, kto choć raz brał udział w wireckiej pielgrzymce pragnie wrócić tu za rok, tak jak w piosence „Bo nikt nie ma z nas tego, co mamy razem, gdy każdy wnosi ze sobą to co ma najlepszego. Zatem aby wszystko mieć, potrzebujemy siebie razem. Bracie, siostro ręka w rękę z nami idź”. Właśnie to wezwanie „ z nami idź” niech będzie zachętą do tego by za rok na pielgrzymkowy szlak ruszyło jeszcze więcej osób. Podczas pielgrzymki odwiedzin nas także ksiądz P. Blaise z Burkina Faso, opowiadając o swoim powołaniu, pracy, problemach Kościoła w Afryce, postanowiliśmy wspomóc jego wysiłki zmierzające do budowy szkoły. Kościół w Afryce choć biedny to jednak już niedługo stanie się dla Europy wzorcem w dziedzinie religijności i duchowości. Jak co roku specjalne podziękowania należą się Państwu Labus, którzy od lat są motorem napędowym wireckiej pielgrzymki, Pani Basia odpowiadająca za kwestie organizacyjne i Pan Janek, który woził nasze bagaże, szukał wygodnych miejsc na postój, jak i swoim żartem i pogodą ducha powodował uśmiech u każdego pielgrzyma. Za nasze obolałe stópki odpowiadały służby medyczne pod wodzą Pani Basi, która od lat czuwa nad naszym zdrowiem. Kierujący ruchem Mateusz, Krystian i jeszcze jeden Mateusz czuwali nad naszym bezpiecznym wędrowaniem, wytyczając również trasę naszej pielgrzymki. Młodzi, którzy z własnej woli włączali się w prowadzenie modlitw, tu trzeba pochwalić przede wszystkim tych najgorliwszych Pawła Cadra czy też Gosię Jadwiszczok, Karola Labusa. Muzyczni tj. Pani Szarlota i Róża, dzięki którym mogliśmy śpiewem chwalić Pana Boga i z radością iść do naszej maki. Oczywiście jeszcze raz ogromne podziękowania dla Ks. Tomka jak i ks. Proboszcza. Przejmującym świadectwem była też postawa świeżo upieczonych nowożeńców Hani i Jacka Mąka, którzy na kilka dni przed pielgrzymką wzięli ślub w wireckim kościele, a w podróż poślubną wybrali się ( wraz ze świadkiem Pani Młodej tj. jej siostrą Olą) do Pani Jasnogórskiej. To prawdziwe świadectwo wiary i zawierzenia swego życia Chrystusowi. Obecność każdej z pięćdziesięciu osób była wielkim skarbem i kapitałem, każdy z nas szedł z konkretnymi intencjami, chcąc prosić w wielu ważkich kwestiach lub dziękować za otrzymane dobro właśnie za wstawiennictwem Czarnej Madonny. Wedle nowej koncepcji na kolejną wirecką pielgrzymkę nie będzie trzeba czekać aż 12tu miesięcy, gdyż najprawdopodobniej nowym terminem pielgrzymki będzie ostatni tydzień czerwca tj. start w sobotę po zakończeniu roku szkolnego, a powrót w piątek kolejnego tygodnia. Na koniec warto wczytać się w nasz pielgrzymkowy hymn, codziennie przez nas śpiewany: 1. W naszej braterskiej gromadzie, nic nie stoi na zawadzie, Na ustach uśmiech wszędzie słychać śpiew. Ref. My chcemy życia bez palenia i bez picia, Z czystym sumieniem iść przez ten świat, Choćby iść pod wiatr, A po wędrówce nasze młode zwarte hufce Staną u szczęścia bram, gdzie nas czeka Pan 2. Przyjdźcie do nas przyjaciele, przyjdźcie będzie nam weselej, Będzie nas cieszył świat jak za dawnych lat. 3. Będziesz szedł sprężystym krokiem, będziesz patrzył jasnym wzrokiem I poznasz życia czar bez tych złudnych mar. Także zapraszamy do udziału w jubileuszowej XX pielgrzymce, już latem przyszłego roku. Pielgrzymkowy czas to okres rozwoju, kiedy jeszcze mocniej uświadamiamy sobie piękno modlitwy różańcowej, kiedy niejednokrotnie jakieś słowo z wysłuchanych konferencji ( podczas naszej pielgrzymki poza kazaniami ks. Tomka, mieliśmy możliwość wysłuchać przejmujących konferencji głoszonych przez Dominikana o. Szustaka) może się przyczynić do zmiany naszego życia, kiedy poznajemy prawdę o sobie i często przekraczamy własne słabości. Wszystkie informacje dot. następnej pielgrzymki będą sukcesywnie ukazywały się zarówno na stronie internetowej parafii www.wawrzyniec.info jak na portalu społecznościowym Facebook, w grupie „Wirecka Piesza Pielgrzymka na Jasną Górę 2013”, zapraszam wszystkich do współtworzenia grupy. Jednocześnie najprawdopododobniej grupa pielgrzymkowa będzie miała możliwość stałego spotykania się na wspólnej modlitwie w określonej częstotliwości również w czasie między pielgrzymkami (zarówno stali pielgrzymi, jak i potencjalnie nowi). Ze swojej strony mogę powiedzieć, że dla mnie kleryka i parafianina możliwość udziału w tej pielgrzymce był wielkim zaszczytem i radością m.in. z powodu poznania wielu wspaniałych, wartościowych, Bożych ludzi, gdyż razem tworzyliśmy wspaniałą wirecką rodzinę jak i radość ze wspomnień, które na pewno na długo pozostaną w naszych sercach. „Krok, krok za krokiem krok…”

 

Kleryk Tomasz Kabała

Pielgrzymka do Matki Boskiej Częstochowskiej AD 2013 zakończona. Można by powiedzieć, że zadanie wykonane, czas na codzienne obowiązki i codzienne zmagania. Jednak nie do końca. A tak naprawdę, to wręcz przeciwnie. Czas wspólnego pielgrzymowania niesamowicie zbliża ludzi, tworzy przepiękną, mocną więź, pokazuje nam prawdę o nas samych, o tym co w życiu jest najważniejsze i jak wiele zawdzięczamy naszej ukochanej Matce. To swoisty rachunek sumienia i bilans zysków i strat. Po tygodniu wędrówki zaczyna się prawdziwe życiowe pielgrzymowanie, w którym niejednokrotnie będzie można liczyć na przyjaźnie zawiązane podczas wspólnej modlitwy, wspólnego przezywaniu wysiłku i radości. W tym roku nasza pielgrzymka po raz pierwszy odbyła się w terminie lipcowym, od 6 do 13 lipca. Wędrowanie do Maryi rozpoczęliśmy w sobotę po porannej mszy, a na Wirek wróciliśmy w piątek po godzinie 17.00. Naszym Przewodnikiem i Ojcem Duchowym był ks. Sławomir Tupaj. Tegoroczne pielgrzymowanie obfitowało w wiele nowości. Każdy pielgrzym otrzymał profesjonalny śpiewnik/modlitewnik. Ponadto każdy z nas miał naszą „klubową” wawrzyniecką koszulkę, ukazującą, iż jesteśmy jednym zwartym, silnym wireckim teamem. Nieśliśmy ze sobą pielgrzymkową księgę, do której przez wiele tygodni Ci parafianie, którzy nie mogli udać się na pielgrzymi szlak, wpisywali swoje prośby i intencje. Podczas pielgrzymowania modliliśmy się we wszystkie intencjach, zostały publicznie odczytane, a każda intencja traktowana niezmiernie poważnie i indywidualnie. Na Jasną Gorę dotarliśmy wieczorem 8 lipca. Cała nasza wspólnota ochoczo podchwyciła pomysł Kasi i weszliśmy do Mateczki główną drogą od strony Alei NMP, mogąc z wieloma osobami cieszyć się naszą radością i szczęściem, że dotarliśmy do upragnionego celu. Nasz wirecki dzień na Jasnej Górze odbył się we wtorek 9 lipca. Pod kościół św. Barbary podjechali także pielgrzymi, którzy dojechali autobusami. Tym samym poza 60tka pieszych pielgrzymów, było też niemal 200 pielgrzymów, którzy stawili się specjalnie na wirecki dzień w Częstochowie. Wspólnie, pełni radości i uśmiechu doszliśmy na jasnogórskie wały, gdzie odprawiona została Droga Krzyżowa z refleksyjnymi rozważaniami, przybliżającymi cierpienia Chrystusa i ukazującymi, iż choć każdy z nas nosi swój krzyż, to wtedy, gdy zaufamy Panu, to ciężar problemów jest o wiele lżejszy. Po drodze krzyżowej w Kaplicy Cudownego Obrazu odbyła się msza dla naszej wireckiej wspólnoty, po której każdy z nas miał trochę czasu dla siebie by nabrać sił, spotkać z rodziną, niejednokrotnie nawet przejść na kolanach wokół obrazu- co dla niektórych było ogromnym wzywaniem, a także po prostu indywidualnie pomodlić i porozmawiać z Jezusem. O godzinie 15.00 spotkaliśmy się w Dolinie Miłosierdzia, gdzie odmówiliśmy koronkę. Po modlitwie, był czas na wspólny śpiew i rekreację. Wieczorny apel na Jasnej Górze, to przeżycie, które zapada na długi czas, to chwila, kiedy uświadamiamy sobie jak wielkim darem jest być osobą wierzącą. Jest to czas wskazujący nam, iż w tych trudnych i radosnych chwilach zawsze powinniśmy niczym małe, niewinne dziecko, pełne zaufania może schować się pod matczyny płaszcz. Znakiem rozpoznawczym wireckiej pielgrzymki jest także to, że Młodzi niezmiernie chętnie i ochoczo dają świadectwo swej wiary m.in. poprzez prowadzenie modlitw zarówno różańca jak i koronki. Jednocześnie poza modlitewną zadumą, także wolny popołudniowo- wieczorny czas potrafią przeżyć wspólnotowo, odpowiedzialnie, radośnie i pobożnie. Szczególnie w tym miejscu należałoby podziękować Kasi, Gosi, Pawłowi, którzy inicjowali, brylowali i przodowali w motywowaniu innych do modlitwy. Każdy mógł liczyć także na bezinteresowną pomoc, wyciągniętą dłoń, która chciała ulżyć przyjacielowi w pielgrzymowaniu np. od choćby pomoc w noszeniu plecaka ( wiele młodych dziewczyn podejmowało ogromny trud, i to mimo bólu i cierpienia. Chciały nieść swój bagaż samemu, aby jeszcze mocniej pokazać jak kochają Jezusa. Tym samym także nawet wtedy, kiedy strudzona i zmęczona pielgrzymowiczka twierdziła, iż chce swój ciężar nieść sama znajdowało się wielu ochotników do sympatycznej, wypływającej z troski pomocy). Wsparcie przejawiało się także w szybkiej i sprawnej interwencji, także w tak prozaicznych chwilach, gdy któraś z osób zatrzasnęła się łazience. To wszystko, te najdrobniejsze gesty ukazywały, że nikt z nas przez życie nie powinien iść sam, zawsze powinien mieć świadomość, że wokół są osoby w każdej chwili mogące nieść mu pomoc i wsparcie bo chrześcijaństwo, to powołanie do radości i życie we wspólnocie. Blaza, odcisk, spalony kark, przewiane ucho, załzawione oko, mocna „asfaltówka”, wieczorne zmęczenie układające słabszych ludzi do snu, to tylko niektóre przejawy zmęczenia i wysiłku, którego w chwili euforii dotarcia do Maryi tak naprawdę w ogóle się nie czuje. Szczególnie należy docenić chęć pielgrzymowanie tych najmłodszych i najstarszych: uczniów szkoły podstawowej, jak i Pana Stefana, który dzięki swej konsekwencji jeszcze nigdy, nawet w tych najtrudniejszych chwilach nie korzystał z możliwości podjechania i zregenerowania swoich sił. Nawet jeśli ktoś z pielgrzymki musiał wyjechać na dzień lub dwa, to i tak był gorąco oczekiwany i niezmiernie radośnie witany. Bardzo miłym gestem były smakowite podarunki jakie przywozili powracający do grupy pielgrzymi. Wspólne „ucztowanie” było niczym radosne agapy za czasów pierwszych chrześcijan. Wspólne posiłki, poranne składanie bagaży i wcześniejsze przychodzenie na Eucharystię ukazywały, jak bardzo zależało nam na wspólnocie i czasie naszych bliźnich. Bóg zapłać wszystkim dobrodziejom m.in. tym, którzy wyprodukowali dl anas koszulki. Jak co roku ostoją pielgrzymki byli Państwo Labus: Pani Basia, który niczym wytrawny menedżer profesjonalnie organizowała całą pielgrzymkę oraz Pan Janek, który będąc naszym pielgrzymkowym „Hołowczycem” przewoził bagaże i wyznaczał prawidłowy kurs. W wyznaczaniu kierunku, odległości wspomagała nas także najnowsza technologia w jaką zaopatrzony był nasz pielgrzymkowy specjalista od transportu: Paweł. Pielgrzymka nie mogłaby się odbyć bez muzycznych: Róży, Marty, Pani Szarloty, Łukasza. Bezcenną pracę wykonywali nasi kierują ruchem, którzy dbali o nasze bezpieczeństwo i możliwość spokojnego pielgrzymowania. Chyba każdy pielgrzym dozgonnie będzie tez wdzięczny naszej Pani Pielęgniarce- Pani Basi, która opatrywała każdego od stóp- leczenie odcisków po czubek głowy- dbanie o to by każdy nosił niezbędne nakrycia głowy ( każdy z nas z uznaniem i bez cienia sprzeciwu wykonywał wszelkie medyczne wskazania, aby odpowiedzialnie i w zdrowym stanie móc pokłonić się Matce). Powrót na Wirek, pokłon złożony Jezusowi i Jego Matce, łzy wzruszenia ofiarowane przez najbliższych, to ostatnie aspekty tegorocznego wędrowania z wiarą, w wierze i po wiarę. Jednak zawsze tam, gdzie pojawia się meta, jednocześnie rozpoczyna się także nowy bieg, nowe zawody. Po tegorocznej pielgrzymce możemy powiedzieć „w dobrych zawodach wystartowałem, bieg ukończyłem, wiary ustrzegłem”. Każdy pielgrzym niczym swoisty medal otrzymał w prezencie encyklikę Papieża Franciszka. Gorąco wierzymy, że przez cały rok wspólnie będziemy się w modlić, przekazywać sobie nawzajem zakupiony na Jasnej Górze różaniec, który w sztafecie modlitwy ma wędrować od pielgrzyma do pielgrzyma i być wyrazem naszej solidarności. Kolejna pielgrzymka już w lipcu przyszłego roku. Szczegółowych informacji szukajcie na facebook – grupa: Wirecka Piesza Pielgrzymka na Jasną Górę. Zapraszamy do udziału w rekolekcjach w drodze za rok. Obecność każdego z nas/ z Was jest tak istotna i niezbędna jak niezbędny jest każdy paciorek różańca. Bądźmy razem. Pielgrzymka trwa… „Nikt nie ma z nas tego, co mamy razem, Każdy wnosi ze sobą to co ma (najlepszego). Zatem aby wszystko mieć potrzebujemy siebie razem Bracie, siostro, ręka w rękę z nami idź!”

 

Tomasz Kabała

To już za nami...

Pielgrzymka 2014

„Pójdę boso, pójdę boso”
czyli reasume po Pieszej (Międzynarodowej) Wireckiej Pielgrzymce na Jasną Górę AD 2014

„Ja uwielbiam Ją
I idę znów z miłości dla Niej.
Ja nie boję się
pogody złej, i blazy żadnej…
ooo , ooo. Oooo
Ja uwielbiam Ją
I idę znów z miłości dla Niej
Ja nie boję się
I życie Jej oddaję z Janem Pawłem
OOO, OOO, OOOO
1. Jezus z Maryją w moim życiu są obecni
Z Nimi przez życie iść mogę w ciemno.
Żadne przeszkody nie zniechęcą więcej mnie
Bo wierząc w Boga zawsze trafiasz w sedno
ooo to Wirek idzie… to wirek idzie…
to Wirek gna…
Ja uwielbiam Ją
I idę znów z miłości dla Niej.
Ja nie boję się
pogody złej, i blazy żadnej…
ooo , ooo. Oooo
Ja uwielbiam Ją
I idę znów z miłości dla Niej
Ja nie boję się
I życie Jej oddaję z Janem Pawłem”

Powyższy tekst naszej pątniczej piosenki już sam w sobie wskazuje, iż nasze pielgrzymowanie przebiegało w radosnej, pełnej Bożej pogody ducha atmosferze.
W poprzednich latach moje reportaże były obiektywnym zapisem (na tyle, na ile to możliwe), tekstową fotografią obrazującą kolejne etapy naszej pielgrzymki. W tym roku pozwolę sobie na subiektywne spojrzenie, subiektywne świadectwo, wynikające z tego, iż kolejny rok z rzędu widzę, jak wielkim darem i łaską jest móc pielgrzymować z Wirczanami do naszej Mateńki. Spojrzenie rozumowe, ale także pewna refleksja wynikająca z odczytania wartości tego czasu, czucia także sercem.
5 lipca, sobota, parę minut po godzinie 10.00 i start.
Ponad 60 osób - każdy inny, czym innym się zajmujący, mający różne pasje i zainteresowania, z bagażem rozmaitych przeżyć i doświadczeń, a jednak w tej inności, różnorodności - coś co łączy, integruje – jeden wspólny cel i wspólne marzenie - dojść, złożyć pokłon i zawierzyć swe życie Królowej Polski.
Chciałoby się powiedzieć „taka sytuacja”.
Jedni to studenci, którzy w okresie wakacji mają wiele możliwości rozwoju i odpoczynku, a jednak posiadający wewnętrze przekonanie, iż czas pielgrzymowania to nie czas stracony, tylko wspaniała możliwość zainwestowania w swój potencjał i rozwój, czas trwania pośród innych wartościowych ludzi i wspólnotowe osiągnięcie czegoś wyjątkowego.
Inni to osoby pracujące, które o wiele wcześniej konsekwentnie tak układają i rezerwują swój urlop, by uczestniczyć w wireckiej pielgrzymce. Dla nich mimo, iż pielgrzymka jest wysiłkiem fizycznym, stanowi najowocniejszą formę spędzania urlopu wypoczynkowego. Jest także grupa legendarnych już postaci, bez których nikt nie wyobraża sobie pielgrzymki: pani Halinka, pan Stefan etc. Swoim doświadczeniem i pogodą ducha dzielą się z młodszym pątnikami, będąc dla nich wzorcem pielgrzyma.
Drugi rok z rzędu Duchowym Przewodnikiem był ks. Sławomir Tupaj, który dwoił się i troił, by zarówno pod względem organizacyjnym, duchowym, jak i integracyjnym wszystko przebiegało na jak najwyższym poziomie, wręcz poziomie międzynarodowym. Sformułowanie międzynarodowy z pewnością nie było na wyrost, gdyż…szli z nami x. Błażej z Burkina Faso oraz pani Bronka od lat mieszkająca w Niemczech ze swą córką Patrycją. Cała trójka zresztą sama podkreślała, że czuła się wśród nas niezmiernie dobrze, dotykając czegoś, czego wcześniej nie miała okazji doświadczyć. To oddziaływanie było wzajemne. Postawa i świadectwo ks. Błażeja, to przykład na to, że w każdej sytuacji człowiek może swoją pokorą i uśmiechem pokonywać wszelkie granice, docierać do ludzkich serc bez względu na wydawałoby się niemożliwą do pokonania barierę językową. Ów pielgrzym ukazywał, jak ważna i potrzebna jest współcześnie posługa misjonarzy. Każdy z nas w swym sercu ma potencjał, by wykazać się postawą służby wobec tych najbardziej potrzebujących. Patrycja, która na co dzień bywa zaangażowana w niemieckiej wspólnocie Totus Tuus niejednokrotnie w pozytywny sposób zawstydzała niejednego z nas. W swoim religijnym autentyzmie i bliskości Boga, ukazywała, że taki styl życia to nie mrzonka, a możliwe i realne kroczenie przez życie w świetle Bożego błogosławieństwa. Wielu pielgrzymów ujęła swą postawą, kiedy dochodząc na Jasną Górę, na ostatniej prostej (jak to mawia wieloletni pielgrzym, specjalista od drogownictwa) przy kościele pod wezwaniem św. Barbary z lekkością i spokojem skupiona i zanurzona w modlitwie różańcowej przygotowywała się na głębokie spotkanie z Maryją, królową naszych serc, gdy my w tym czasie wycieńczeni marzyliśmy już tylko o wejściu na wzgórze jasnogórskie i szybkiej kąpieli. Genialne i urocze w swojej prostocie.
Na pielgrzymkę przyjechali także Ola i Karol Labusowie, którzy obecnie pracują w Holandii, ale nie wyobrażali sobie innej formy spędzenia urlopu, jak nabieranie sił w parafialnej wspólnocie pielgrzymów. To także poruszające świadectw. Oby natchnęło wielu do takiej postawy, gdzie Bóg będzie zawsze na pierwszym miejscu.
Na pielgrzymkę z małym poślizgiem dotarła też świeżo upieczona pani magister prawa, która pokonała wiele niesprzyjających okoliczności komunikacyjnych (polska kolej to dalej trzeci świat), aby swoją żywiołowością jeszcze mocniej rozpalić radość wspólnego pielgrzymowania. Jak wspominała nie miała żadnych wątpliwości, że jej powinnością jest jak najszybsze dotarcie do czekających na nią pielgrzymów i Maryi.
Bezcenną osobą corocznie pielgrzymującą jest także pani Bożena, której malownicze opowieści o dawnych pielgrzymkach stanowią inspirację dla wielu osób, by podejmować wiele nowych Bożych wyzwań, które się nieśmiało odzywają w ich sercach. Świadectwo pani Bożeny motywuje do tego, by realizować swe marzenia, by sięgać gwiazd, by pamiętać, że „wszystko mogę w tym, który mnie umacnia”. Pani Bożeno, dziękujemy za wszystko, w tym także za roztaczanie atmosfery zaufania, wsparcia, pokoju i spokoju.
Na Jasną Górę, do kaplicy Cudownego Obrazu weszliśmy w poniedziałek 7 lipca parę minut po godzinie 18.00. Na pamiątkę tego momentu zakupiono maryjną święcę, która w comiesięczną rocznicę będzie zapalana jako widoczny znak i wspomnienie tamtych dni, a także jako mechanizm motywujący i odliczający upływający czas do kolejnej pielgrzymki.
Przez całą drogę towarzyszył nam wizerunek Matki Boskiej Częstochowskiej, krzyż, Różaniec Pielgrzymkowy i Księga Intencji jako swoisty pomost między pielgrzymami mogącymi iść na Jasną Górę oraz tymi, którzy dojechali na wirecki dzień na Jasną Górę lub po prostu chcieli poprosić Matkę o Jej wstawiennictwo i pomoc w rozwiązaniu wielu trudnych i życiowych problemów.
Kiedy przez wiele godzin przemierza się pielgrzymie szlaki: leśne ścieżki, miejskie trakty czy też polne drogi i popatrzy się w błękit nieba, poduma nad dostojnością przelatujących obok bocianów, poczuje intensywny, pobudzający zapach kwiatów, wsłucha w śpiew ptaków oraz odczuje ciepło opadających na twarz relaksujących promieni słońca bądź studzącego swą rześkością letniego wiatru, to człowiek, będący ukoronowaniem stworzenia po prostu nie może oprzeć się prawdzie: jak wspaniałym, kochającym swe dzieci ojcem jest Bóg. Kiedy w tych warunkach przyrody pielgrzym zanurzy się w dźwięki i tekst odmawianych godzinek, to ma wrażenie, iż czas się zatrzymał, że liczy się tylko ta chwila rozmowy z Bogiem i jedyny cel, jakim jest stopniowe zbliżanie się do domu (Matki Boskiej Częstochowskiej), w którym króluje nadzieja, bezpieczeństwo i miłość. Jest to trasa, podczas której uświadamiamy sobie, iż może wiele z naszych problemów nie jest tak ogromną tragedią, a jeśli zaufamy temu, co Bóg chce do nas powiedzieć, to jesteśmy w stanie pokonać wszelkie przeciwności.
Podczas tegorocznej pielgrzymki obchodziliśmy urodziny Jacka, który po raz kolejny na pielgrzymi szlak wybrał się ze swoją żoną Hanią. Jak sam wspominał radość wspólnoty, otrzymane życzenia były dla niego miłym -a nie jakimś formalnym czy mechanicznym gestem, odruchem serca, który obrazował to, jak każdy uczestnik grupy pielgrzymkowej jest ważnym, bezcennym ogniwem dla całej społeczności.
Wśród wielu inicjatyw integracyjnych należy podkreślić zapewne 3 nowe pomysły. Pierwszy to tak zwane „umilaczki” czyli losowanie karteczki z nazwiskiem innego pielgrzyma i anonimowe umilanie trudów pielgrzymowania tejże osobie przez cały następny dzień. Niektórzy tak dobrze rozumieli ową zabawę, iż z radością chcieli ponieść plecak innego uczestnika. To jednak zazwyczaj spotykało się z uroczą odmową, ale najwytrwalszy jeden czy też drugi „anioł stróż” nie rezygnował z tego, by wesprzeć fizycznie czy też na duchu osłabłą owieczkę. Wielu pielgrzymów w swych przyjacielskich rozmowach obdarzało się pogodnymi, urokliwymi i czarującymi pseudonimami, mającymi odzwierciedlić atuty danej osoby i zmotywować ją do dalszej drogi. Druga inicjatywa to żartobliwe przyznawanie sobie codziennych smerfnych certyfikatów w kategoriach: Laluś, Śpioch, Harmoniusz, Osiłek, Pracuś, Maruda…Owe nominacje były pogodnym akcentem, kończącym każdy dzień. Ukazywały, iż ludzie, którzy mają do siebie dystans, kierują się zasadą „nie myślę o tym” - o wyimaginowanych problemach, lecz akceptuję się. I tak dla zobrazowania Harmoniusz to osobnik posiadający tak duże zdolności koncertowe, iż całą noc swymi sennymi ariami (czyt. chrapaniem) uatrakcyjniał odpoczynek innym pielgrzymom. Jeden z Harmoniuszy tak wczuł się w swą rolę, iż przez 3 dni nie miał konkurenta, więc z dumą nosił plakietkę, ukazująca jego „muzyczny” potencjał.
Ostatnią z nowości był wspólnotowy taniec zwłaszcza tzw. belgijski, który integrował wspólnotę na postojach, noclegach, a nawet w dniu powrotu pod wireckim kościołem. Siłą wspólnoty jest właśnie otwarcie na drugą osobę, permanentne umilanie innym życia i uśmiech, bo przecież, „gdy Boży duch napełnia mnie, jak Dawid śmiać się chcę”.
Podczas jednego z odcinków drogi, jedna z uczestniczek pielgrzymki tak bardzo zauroczyła się napotkanym miejscem, iż dosłownie zastygła w miejscu i zasiadła w tym unikalnym, pięknym zakątku, by po dłuższej chwili medytacji w towarzystwie drugiej osoby boso pobiec na miejsce noclegowe, co wywoływało przyjazne i wesołe pozdrowienia i uznanie mijanych przechodniów. To wydarzenie pokazuje, że jeśli tylko człowiek odkryje w sobie piękno dziecka Bożego, to jest w stanie pokonać każdy ból, obudzić w sobie olbrzyma i jak na skrzydłach dotrzeć do „oazy”, w której efektywnie można zarówno się zregenerować jak i w dobrym towarzystwie pospacerować.
W ostatnim dniu powrotnej drogi przechodziliśmy przez centrum Bytomia. Rozpierał nas entuzjazm, religijna moc i chęć świadczenia o tym, że Jezus jest naszym największym przyjacielem. Gdy przechodziliśmy podziemnym przejściem, siła naszych śpiewów sprawiała, iż miało się wrażenie, że nadciąga Armia Pana, swego rodzaju Boża Husaria, która jest wstanie pokonać każdy smutek i wszelki przejaw zła. Gdy tanecznym krokiem przechodziliśmy uliczkami wychodzącymi z rynku, postronne osoby biły nam (a tak naprawdę Bogu) brawo, a Ci, którzy, stojąc przy chodnikach i grając na swych instrumentach, zarabiają na życie, niemal zahipnotyzowani naszym Bożym „szaleństwem” przyłączali się do naszych pieśni i, grając na swych bębnach, gitarach, akordeonach, jeszcze mocniej upiększali nasze świadectwo ewangelizacyjną pasję.
Każda pielgrzymka ma swój początek i koniec. Żadna inicjatywa nie realizuje się sama. Potrzeba ogromnego nakładu pracy wielu osób. Należą do nich m.in. pani Basia i pan Janek Labusowie, którzy od lat są synonimem pielgrzymki, osobami, które przez cały rok pracują na to, by pielgrzymka mogła się odbyć i być Bożym dziełem, stanowiącym wyraz naszej wiary i miłości wobec Stwórcy. Podczas każdej pielgrzymki ogrom tytanicznej pracy wykonują muzyczni: Róża, Szarlota, Łukasz, Marta, Magda, konsylium medyczne, którego główny trzon od wielu lat stanowi pani Basia Nowak, potrafiąca każdego postawić w mig na nogi. Kierujący ruchem: Mariusz, Krystian, Mateusz jeden i drugi niczym Waleczne Serce dokonują podczas pielgrzymki rzeczy niemożliwych. Szczególne podziękowania dla Krystiana, który był także w dobrym słowa znaczeniu maskotką naszej pielgrzymki - z przejęciem angażował się na wielu pielgrzymkowych frontach. Ważną rolę odgrywają także osoby, które niczym himalajski Szerpa potrafią nieść głośnik, umożliwiający skuteczne nagłośnienie i wspólne śpiewy i modlitwy.
Nie liczy się to, ile mamy podczas pielgrzymki „w nogach” czyli ile przeszliśmy km, ale na ile jesteśmy gotowi na przemianę swej postawy, na ile w drugim człowieku chcemy zobaczyć Chrystusa.
Pielgrzymka się nie skończyła i jest pewnym zobowiązaniem, każdy dzień to kolejny odcinek, pod koniec którego możemy sobie zadać pytanie: czy jesteśmy na dobrej drodze, nie zgubiliśmy szlaku czy cenimy sobie pielgrzymkowe znajomości.
Kolejna pielgrzymka za rok, trzeba iść, bo warto, bo to przywilej i łaska. Tegoroczna pielgrzymka przebiegała w kontekście trwającego mundialu. Nasz pielgrzymkowy team to zespół, który z pewnością można określić zwrotem international level, bo „w dobrych zawodach wystąpiliśmy, bieg ukończyliśmy, wiary ustrzegliśmy”, a współpraca między uczestniczącymi w pielgrzymce kibicami Górnika i Ruchu przepełniona była wzajemnym szacunkiem, zrozumieniem, solidarnością i miłością.
Na przestrzeni czterech dotychczasowych moich pielgrzymek poznałem kilka osób, bez których nie wyobrażam sobie mojego obecnego życia, stały się dla mnie bliskie jak rodzina i sam nie wiem jak dziękować Bogu za taki dar. Życie jest piękne, a życie wśród takich osób to zapowiedź tego, co czeka nas w niebie.

„I. Nieużyty frak, dziurawy płaszcz,
znoszony but.
Zapomniany szal zaszył się w kąt
niemodny już.

Każda rzecz o czymś śni
odstawiona.
Jeszcze chce modna być
zanim cicho skona.

Ref: I dopiero gdy,
zawoła Bóg to
pożegnam wszystkie te rzeczy i znów:
Pójdę boso, pójdę boso,
Pójdę boso, pójdę boso! x2

II. Zagubiony gdzieś parasol, z nim
czekam na deszcz.
Zegar nie wie jak bez moich rąk
ma życie wieść.

W wielki stos piętrzą się odłożone,
każda chce żeby ją
wziąć na drugą stronę.

Ref. I dopiero gdy,
zawoła Bóg
to pożegnam wszystkie te rzeczy i znów:
Pójdę boso, pójdę boso,
Pójdę boso, pójdę boso! x2

Zamkną za mną drzwi.
Pójdę boso, (boso).
Nie zabiorę nic.
Pójdę boso (boso). x2

Ref. I dopiero gdy,
zawoła Bóg
to pożegnam wszystkie te rzeczy i znów:
Pójdę boso, pójdę boso,
Pójdę boso, pójdę boso! x2”



Tomasz Kabała

bottom of page